Drodzy moi, tak się stało, że musiała być tu przerwa.
Ale zatęskniłam za Wami, bardzo.
Nie nudziłam się.
Moje sztukowanie dżemie we mnie zawsze i wszędzie.
Na spacerze w lesie zobaczyłam delikatnie zwisające gałązki brzózki - widziałam już wianek.
Stara koszula w paski - widzę już poszewkę, masa solna - figurki pomalowane na gałązce świerku,
włóczka - szydełko samo pcha sie w ręce, nie sposób sie oprzeć.
Zadaję sobie czasami pytanie czy to choroba, ale nie ważne co... lubię to robić
"Mamuś zrobisz ze mą Anioła na konkurs ?"
- za godzinę Mamuś śledzi co robią dziesięcioletnie rączki, jak nawlekają igłę w maszynie, jak te rączki jeszcze niesprawnie poprawiają biały materiał, żeby cieszyć się! zrobiłam, sama uszyłam tułów Anioła... Sprawne rączki zmęczone wypychaniem chudych rąk i nóg Anioła poszły przytulić się do sowy, a Mamuś uszyła ubranko Aniołowi, również niesprawnie, bo on taki mój pierwszy.
Anielica z malutkimi skrzydłami
Domek zrobiłam z Krzysiem.
Kilka brzozowych patyczków, kawałek kartonu, klej na gorąco i
miniaturowy karmnik gotowy.
Zawiśnie na choince.
Póki co skorzystałam z dzisiejszego światła i pstryknęłam...
Świecznik w kieliszku, wykonany przez Karolkę.
No i oczywiście szydełkowe gwiazdki.
Dziękuję za odwiedziny.
Pozdrawiam Was bardzo,
Martita